Serdecznie zapraszamy w najbliższą sobotę na wernisaż prac graficznych Błażeja Kwidzińskiego, młodego, zdolnego autora wielu naszych plakatów, którymi często się zachwycacie. Nie może was zabraknąć.

7 października w Kartuzach z okazji Święta Miasta odbyła się inscenizacja historyczna   w wykonaniu Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej FORT, odtwarzająca IV Kartuski Batalion Obrony Narodowej.

 

 

 

Pokaz  walk jakie toczyły się w Kartuzach w pierwszych dniach września 1939 roku przyciągnął sporo widzów, w tym znamienitych gości Mieczysława Struka, Marszałka Województwa Pomorskiego, Stanisława Lamczyka, posła na sejm RP, Mieczysława Grzegorza Gołuńskiego, Burmistrza Kartuz a zarazem współorganizatora wydarzenia.

 

Nie bez przyczyny inscenizacja odbyła się przy parkingu przy ulicy Wzgórze Wolności, gdzie w pierwszych dniach września 1939 r. stacjonowała jedna z kompanii kartuskiego batalionu obrony narodowej.

 

 

 

Tereny Kartuz, jak i samej gminy, a także m.in. Somonina  były świadkiem wojennych wydarzeń z początku września 1939 roku. Dochodziło tutaj do licznych starć i potyczek, w których brała także udział ludność cywilna, która pomagała wojsku.

 

Dzięki świetnej relacji Bartosza Gondka, dziennikarza i historyka, zebrani dowiedzieli się o historii  Kartuskiego Batalionu Obrony Narodowej i losach   ludności cywilnej w pierwszych miesiącach okupacji.




– Kartuski Batalion Obrony Narodowej to swoisty fenomen, ponieważ zazwyczaj było tak, że jeżeli ktoś pochodził z korytarza pomorskiego, to jechał do jednostki albo na Śląsk, albo gdzieś na Kresy i odwrotnie. Ludzi ze Śląska przywożono właśnie tutaj. Obrońcy z Westerplatte to było wojsko z kieleckiego. Chodziło o to, żeby nie bardzo byli związani z regionem, bo to ułatwiało im walkę. Natomiast w roku 1937 stwierdzono, że trzeba stworzyć oddziały wspomagające, które będą tworzyć tzw. tanie wojsko – uzbrojone jedynie w to, co zostało po wielkiej modernizacji armii w latach 30., czyli głównie w broń pierwszo-wojenną. To właśnie z tych oddziałów tworzono Bataliony Obrony Narodowej, m.in. ten nasz, kartuski – tłumaczył Bartosz Gondek - komentator całej rekonstrukcji historycznej. Podczas inscenizacji zaprezentowany został szpital - punkt opatrunkowy z września 1939 r., który zazwyczaj bierze udział w większości rekonstrukcji  w Polsce. Inscenizację dopełniła wystawa poświęcona Obronie Wybrzeża w 1939 r. Sebastiana Dragi.




Rekonstrukcja odbyła się pod patronatem medialnym tygodnika “Głos Kaszub”, portalu Kartuzy.info, Radia Kaszëbë. Sponsorami wydarzenia byli Burmistrz Kartuz, Auto Miras, Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Kaszubskiego oraz Muzeum Techniki Wojskowej Gryf, którym składamy serdeczne podziękowania. Szczególne podziękowania kierujemy w stronę  rekonstruktorów Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Fort i jego prezesa Piotra Torłopa.

 

 Kartuski Batalion Obrony Narodowej powołany został jesienią 1937 roku. W założeniu, podobnie jak inne bataliony, przewidziany był do  krótkotrwałych działań obronnych w korzystnych warunkach terenowych przy wsparciu wojsk regularnych, co w 1939 roku okazało się fikcją. Jednostką nadrzędną była  Morska Brygada Obrony Narodowej. Jednostką administracyjną i mobilizującą dla Kartuskiego Batalionu ON był 1 Morski Batalion Strzelców z Wejherowa.

 

1 września 1939 roku powiat kartuski został zaatakowany przez siły niemieckie z dwóch kierunków: z zachodu przez granicę niemiecką i od wschodu przez granicę gdańską. Na tereny Pomorza Gdańskiego natarła  IV armia Wehrmachtu pod dowództwem generała Güntera v. Kluge. Z jej składu wydzielona została 207 dywizja piechoty generała Karla von Tiedemanna, której zamiarem było połączyć się z oddziałami gdańskiej Landespolizei dowodzonej przez generała Friedricha Eberhardta atakującej z terenów wschodnich.

 

Zadanie obrony obszaru powiatu kartuskiego, sztab Lądowej Obrony Wybrzeża powierzył IV Kartuskiemu Batalionowi Obrony Narodowej.  Jego dowódcą został kpt. Marian Mordawski, adiutantem por. rez. Bernard Hennig, oficerem gospodarczym ppor. rez. Stanisław Biernacki a lekarzem por. rez. lek. med. Edmund Mroczkiewicz. Batalionem dowodził do 5 września kpt Marian Mordawski, od 6 do 17 września 1939 r. mjr Stanisław Hochfeld, zaś od 17 do 19 września 1939 r. kpt Roman Wasilewski.

 

W skład batalionu wchodziły trzy kompanie, które mobilizowały się w Chmielnie, Kartuzach i Żukowie. Kompanię kpt. Wasilewskiego broniącą rejonu Kartuz wspierał pluton zwiadu, pluton ciężkich karabinów maszynowych ppor. Szczęsnego i jedno działko przeciwpancerne, którego celowniczym był Michał Flisykowski ze Sławek.

 

Druga kompania dowodzona przez kapitana Michała Pikułę działała w rejonie Żukowa, trzecia natomiast, dowodzona przez kpt Stanisława Grajskiego broniła Chmielna.

 

Działania wojenne rozpoczęły się atakiem na teren chroniony przez komisariat Straży Granicznej w Sulęczynie, na który uderzył 322 pułk piechoty wchodzący w skład 207 dywizji gen. Tiedemanna. Na wschodnim odcinku frontu od Owczarni do Egiertowa atakował 2 pułk gdańskiej Landespolizei, który w rejonie Żukowa wyparł 2 kompanię  IV batalionu. Kartuski batalion,  bronił się jeszcze w rejonie Somonina i Ręboszewa mając wsparcie w załodze pociągu opancerzonego.

 

Przeważające siły wroga zmusiły kpt Mordawskiego do podjęcia rozkazu o opuszczeniu Kartuz i udaniu  się w okolice Kamienia.

 

Prawdopodobnie istniały dwa pociągi broniące rejonu Kartuz i okolic. Jeszcze do niedawna mylnie nazywano pociąg  opancerzony  kursujący na linii Kartuzy – Żukowo – Somonino jako „Smok Kaszubski”.

 

„Smok Kaszubski” był to pociąg pancerny dowodzony przez kpt. mar. Jerzego Błeszyńskiego. Wyruszył z Gdyni w kierunku Wejherowa  do dyspozycji ppłk. Kazimierza Pruszkowskiego, dowódcy OW Wejherowo. Parowóz obsługiwali gdyńscy kolejarze oraz podoficerowie i marynarze z byłej kompanii obsługi portu[1]. W Kartuzach natomiast kursował improwizowany pociąg opancerzony podzielony na dwa działony, które działały jako dwa oddzielne składy.

 

             Z publikacji Kartuzy 1939. Wspomnienia  dowiadujemy się, że zawiadowcą stacji kolejowej w Kartuzach był  Jan Żmijewski, który polecił załodze, aby z dniem wybuchu II wojny światowej pozostała na swoich stanowiskach i podporządkowała się władzom wojskowym. Wspólnymi siłami kolejarzy i żołnierzy obudowano lokomotywę pociągu grubą blachą, tworząc prowizoryczne opancerzenie, a przyłączony do niej wagon towarowy, tzw. węglarkę, osłonięto po bokach skrzynkami z piaskiem. Zamontowano również armatkę małego kalibru. Kierownikiem tego pociągu, zwanego „Smokiem”, został Józef Stoltman, kartuski kolejarz, a maszynistą inny mieszkaniec Kartuz – Bernard Walentowski. Dowodził por. Matuszak, a osłanianiem pociągu zajęła się drużyna kaprala Jana Białki z Somonina.                     2 września załoga pociągu ruszyła na zwiad w kierunku Żukowa. Na trasie kolejarze wraz z kilkunastoma żołnierzami  natknęli się na zerwany wiadukt kolejowy, który zmusił ich do przerwania misji i do powrotu do Kartuz. W trakcie odwrotu natknęli się na patrol gdańskiej Landespolizei, jednak nie doszło do żadnego starcia.

 

            3 września rankiem pociąg wraz w plutonem kolejarzy i junaków udał się do Żukowa gdzie dokonano kontrnatarcia na wroga posiadającego liczebną przewagę. Udało się kartuskiemu pociągowi wyprzeć siły gdańskie z elektrowni Rutki i z Żukowa. Pociąg nie mógł jednak zostać i dalej bronić tych miejscowości ze względu na zbyt małe siły i plan dowódcy baonu kpt. Mordawskiego, który wysłał go na odcinek od strony Somonina. Tamtejsza linia obrony była zagrożona, znajdowały się tam już oddziały Wehrmachtu, potrzebna była, więc pomoc pociągu i jego załogi. W lesie somonińskim doszło do starcia z niemieckim oddziałem, w którym uczestniczyli również słabo uzbrojeni chłopi z Somonina i okolic. Walka trwała około półtorej godziny, zakończyło ją przybycie posiłków Wehrmachtu od strony Kościerzyny.  „Smok” wycofał się z powrotem do Kartuz.. Należy przypuszczać, że był to drugi pociąg opancerzony.

 

            Kiedy miasto zostało otoczone przez pododdziały 207 dywizji piechoty i gdańskie jednostki Landespolizei kolejarze postanowili opuścić miasto, udając się pieszo w stronę Gdyni lub Wejherowa. Wśród nich byli m.in. Józef Stoltman, Jan Pieprzyk, Leon Kuchta, Teofil Bieszk, Jan Żmijewski. Pociąg został przejęty przez wroga po zdobyciu przez Niemców miasta.

 

            Istnieją przekazy, że istniał  drugi pociąg artyleryjski w Kartuzach, kierowany przez Waleriana Littwitz oraz maszynistów Jana Janik i Jana Benkowskiego, jednak nie jest to potwierdzone, a sprzeczne informacje mogą wynikać z faktu, że obsada kolejarska pociągu zmieniała się. Wiadomo, że kierownikiem pociągu byli Teofil Bieszk, który poległ 9 lub 10 września 1939 r. na trasie Gdynia-Wejherowo, a także Jan Kamieński[2].

 

            27 sierpnia do Kartuz przyjechał z Gdyni oddział por. Budzyńskiego i por. Rupp, który miał obsadzić dwa pociągi pancerne w rejonie miasta. Oddział podzielono na dwie części, dowódcą pierwszego pociągu został por. Budzyński a drugiego por. Rupp. Pociąg nr 1 miał operować na trasie Kartuzy – Żukowo Wschodnie – Stara Piła, pociągowi nr 2 przeznaczono operowanie wzdłuż linii kolejowej Kartuzy – Somonino.

 

            1 września pociągi, których uzbrojenie artyleryjskie składało się z okrętowych dział francuskich o kalibrze 75 mm, rozpoczęły akcję ogniową. Pociąg nr 1 od pierwszego  do czwartego  września napotykał małe oddziały nieprzyjaciela na odcinku Żukowo Wschodnie – Stara Piła, które ostrzeliwały pociąg. Akcja pociągu nr 1 trwała do wieczora 4 września. Relacje z jego działań znamy ze wspomnień kan. Teodora Brandtego, zamkowego pociągu.

 

            4 września pociąg nr 2 na trasie Kartuzy – Somonino znalazł się pod ostrzałem nieprzyjaciela, na pomoc ruszył mu pociąg nr 1, jednak ze względu na położenie pociągu nr 2 w wąwozie zaniechano odpowiedzi ogniem. Wieczorem tego dnia, w czasie odwrotu Kaszubskiego Batalionu ON, dowódcy obu pociągów opuścili je, zdemontowali działa, załadowali amunicję na auto ciężarowe i wraz z batalionem rozpoczęli odwrót na północ. Działalność tych pociągów pozwoliła na uruchomienie 6 września baterii w Dębogórzu, która dzięki dostarczeniu granatów przez załogi pociągów była gotowa do akcji już na początku kampanii wrześniowej.

 

Ostatecznie jednostka (IV Batalion) została rozbita 18 września, dzień przed kapitulacją Oksywia. Ostatnie walki batalion stoczył koło tzw. Młyna Kaima na terenie Kosakowa.     

 

Więcej informacji o kartuskim batalionie można uzyskać m.in. na stronie: http://strefahistorii.pl/article/6066-kartuzy-1939-juz-dzis-inscenizacja.

 

 

 

 

 



[1] M.Adamkowciz, Odtworzą kaszubski „cuch”, „Tygodnik Kartuzy”, z dn.  25.11.2011 r.

[2] http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/477727,kartuzy-pociag-smok-kaszubski-i-zapomniana-historia-z-1939-r,id,t.html




 

 

Sponsorzy wydarzenia:  Burmistrz Kartuz, Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Kaszubskiego im. F. Brzezińskiego, Muzeum techniki Wojskowej Gryf, AUTO MIRAS

Często spotykamy się z określeniem Kaszubski Katyń. Mowa najczęściej jest o Piaśnicy, miejscu straceń około 12.000 osób, głównie przedstawicieli inteligencji pomorskiej.
Eksterminacje i represje ludności stanowiły nieodłączną część działań nazistów podczas II Wojny Światowej. Kaszubi podlegali im tak samo jak reszta społeczeństwa polskiego, mniejszości etnicznych i religijnych. Szczególnie dotkliwie dotknęły one najbardziej aktywnych lokalnych działaczy politycznych, religijnych, kulturalnych i społecznych. Przyczyny takiego stanu rzeczy upatrywać można w postrzeganiu tych grup społecznych jako ostoi polskiego patriotyzmu. Wojsko i policja niemiecka na podstawie list sporządzanych jeszcze przed zainicjowaniem działań wojennych rozpoczęła aresztowania, internowania oraz rozstrzeliwania. Częstym miejscem dokonywania egzekucji były kaszubskie lasy: okolice Piaśnicy, Kalisk, Borowa, Szadego Buku w pobliżu Egiertowa czy też Kartuz (np. przy drodze na Kościerzynę). Nie należy zapominać, że wiele Kaszubów ginęło w bardziej odległych regionach kraju, w tym w różnego rodzaju obozach, a także w lesie koło Katynia oraz w siedzibach NKWD w Charkowie i Kalininie (obecnie Twer).

Jesteśmy winni pamięci o ludziach, którzy za niezłomną wierność Polsce zapłacili życiem. Do dziś nie znamy nazwisk wszystkich ofiartego bestialskiego mordu.

W tym roku miałam przyjemność spotkać się z nieznajomym, który zaprezentował mi pamiątkępo żołnierzu wojska polskiego, wykonaną w 1940 r.w obozie w Starobielsku. Jest to drewniany krzyż zdobiony- rytymotywami kaszubskimi tj. palmetą i rozetą. Gość muzeum, szukał informacji o Kaszubie, który znajdował się w tym obozie i informacji czy przeżył?

Według ustaleń historyków spośród 250 tys. Polaków wziętych do sowieckiej niewoli, blisko 15 tys. oficerów, funkcjonariuszy policji, żandarmerii, straży więziennej i Korpusu Ochrony Pogranicza umieszczonych zostało w trzech tzw. obozach specjalnych: Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Z tych trzech obozów ocalało tylko 395 osób wśród nich ks. Kamil Kantak przyjaciel Franciszki Majkowskiej.

--

Ksiądz Kamil Kantak urodził się w 1881 r. w Luboni. Już od najmłodszych lat angażował się w sprawy Pomorza – chociażby w czasie nauki – działając w ruchu filomackim. Obejmując wikariat w Poznaniu (1910) czynnie uczestniczył w działaniach ruchu młodokaszubskiego na Pomorzu. Kontakty pomorskie nawiązał już wcześniej, gdy w 1908 r. został współpracownikiem czasopisma „Gryf”, współpracując z przywódcą ruchu młodokaszubów Aleksandrem Majkowskim. W 1926 r. objął Katedrę Historii Kościoła w Seminarium Duchownym w Pińsku. W 1939roku ewakuował się razem z oddziałami Wojska Polskiego, które zostały wzięte do niewoli. Przebywał w obozie w Kozielsku. Księdza Kamila uratowało obywatelstwoWolnego Miasta Gdańska. Został przetransportowany do obozu w Griazowcu, w którym przebywał do 1941 r. Uwolniony z obozu ks. Kamil zgłosił się do formującej się armii polskiej gen. Andersa.

 

Różne były drogi do niewoli radzieckiej żołnierzy polskich pochodzących z Kaszub.

W końcu sierpnia 1939 r. zostały z Pomorza ewakuowane w głąb Polski: Centrum Wyszkolenia Kawalerii i Centrum Wyszkolenia Żandarmerii z Grudziądza, Szkolny Batalion ze Świecia, Centrum Wyszkolenia Lotniczego nr 2 oraz Oficerska Szkoła Marynarki Wojennej z Bydgoszczy i Szkoła Podchorążych Artylerii z Torunia. Ponadto zgodnie z opracowanym planem ewakuacji ludności cywilnej zakładano wywóz rodzin wojskowych oraz urzędników państwowych. Ewakuowano ich głównie na tereny południowo-wschodnie województwa lubelskiego (Chełm, Hrubieszów, Tomaszów Lubelski, Włodawa, Zamość) oraz na tereny województwa wołyńskiego i lwowskiego. Ogromna większość tej ludności znalazła się po 17 września 1939 r. na terenach zajętych przez ZSRR. Wiele z tych osób, pomimo, że była cywilami została aresztowana jak chociażby Aleksander Leszczyński -naczelny dyrektor Linii Żeglugowych Gdynia-Ameryka. Uwięziony w obozie w Starobielsku, podzielił los jeńców tego obozu wiosną 1940 r.

Pierwszy, granicy wschodniejbronił Korpus Ochrony Pogranicza, w którym służbę pełnili także Pomorzanie osiedli na tym terenie.

Niektórzy Kaszubi otrzymali powołanie do jednostek zmobilizowanych na wschodnich i centralnych regionach Polski. Tak było w przypadku Alojzego Junga - przedwojennego nauczyciela ze szkoły podstawowej w Zgorzałem. W chwili wybuchu wojny,otrzymał powołanie do wojska w okolice Kutna, w randze podporucznika. Z 200-osobowym oddziałem przemierzył całą Polskę aż na Polesie, gdzie napadło na nich wojsko sowieckie. Oddział uległ rozbiciu. Cudem uniknął internowania i śmierci. Inny Kaszuba Jan Maliszewski z Lipusza walczył pod Janowem Lubelskim. Jego rodzina została przesiedlona do Lidy (obecnie Białoruś). Niestety żona Marta z domu Brylowska, pochodząca z Kartuz wraz z czwórką synów została wywieziona na Sybir. Dopiero po wojnie powróciła wraz z dwoma synami do Kartuz.
Do niewoli sowieckiej dostali się także żołnierze 66. Kaszubskiego Pułk Piechoty im. Marszałka Józefa PiłsudskiegoW początkowej fazie formowaniapułku ( w latach 1920-1921) służyli w nim sami Kaszubi. W kampanii wrześniowej pułk wziął udział w Bitwie nad Bzurą, a ostatnią walkę stoczył pod Iłowem (obecnie wieś w woj. mazowieckim), w dniu 17 września 1939 roku. W tym dniu resztki pułku zostały okrążone przez nieprzyjaciela. Ciekawostką jest, że żołnierzom, na rozkaz płk Stefana Michalskiego, udało się zakopać sztandar, by nie trafił w ręce wroga. Mimo ukrycia, sztandarzostał odnaleziony przeznieprzyjaciela i do kraju powrócił dopiero w 1967 r.

18 września 1939 r. pułk został rozbity przez wojska niemieckie,otrzymał rozkaz ewakuowania do Puszczy Kampinoskiej. Nie wszystkim udało się przedostać, zostali internowani i przekazani przez Niemców – Rosjanom.

 

Pomorzaniezasilali także PomorskąBrygadę Kawalerii, która miała swój ośrodek zapasowy w Garwolinie. Ośrodek ten służył do wymieniania lub uzupełniania strat pułków pierwszorzutowych. Jednak gwałtowny rozwój sytuacji militarnej, powodował, że oddziały improwizowane rzucane były do walki na kierunkach najbardziej zagrożonych. 17 września 1939 r. oddziały z Ośrodka Zapasowego Pomorskiej Brygady Kawalerii prowadziły walki z oddziałami radzieckimi. Wobec ogromnej przewagi nieprzyjaciela dostały się do niewoli radzieckiej. Sytuację tą wspominał z Pomorskiej Brygady Kawalerii plutonowy rez. Franciszek Kwiatkowski: „Wywieziono ich samochodem. Ja w tym czasie przeszedłem do grupy szeregowych. Z naszych oficerów por. rez. Konkel (urzędnik pocztowy z Bydgoszczy) i ppor. rez. Kordczak z Nakła, nigdy już do domów nie wrócili. Nas szeregowych przez kilka dni oprowadzano bez jedzenia i picia. Spaliśmy w gołych stajniach i szopach, a następnie w Chyrowie załadowano do zamkniętych wagonów towarowych, kierując na wschód. W Samborze wraz z innymi żołnierzami z Bydgoszczy uciekłem”.

 

Na wschód oprócz Pomorskiej Brygady Kawalerii, w rejon Lublina zostało przeniesione lotnictwo Armii „Pomorze”. Gdy w dniu 17 września 1939 r. na terytorium Polski, walczącej z Niemcami hitlerowskimi wkroczyły od wschodu oddziały sowieckie, część lotników zdołała ujść do Rumunii, niestety część dostała się do niewoli radzieckiej. Podobnie większość kadry oficerskiej i szeregowych 81 dywizjonu pancernego Armii „Pomorze” w związku ze zniszczeniem w trakcie działań bojowych sprzętu, została skierowana 7 września w rejon Brześcia, a następnie do Łucka. Tam miała otrzymać nowe wozy bojowe. Jak wiemy, nie doszło do tego, gdyż Brześć jak i Łuck zostały zajęte przez Rosjan.

Dokładnie 22 września 1939 r.Brześć z rąk niemieckich przeszedł w ręce sowieckie.Aktu tego dokonał gen. Heinz Guderian przekazując miasto gen.SiemionowiKriwoszeinowi.Sowieci przejęli takżeduże ilości mienia wojskowego, szpitale z rannymi orazjeńcami polskimi, których nie zdążyli wyewakuować Niemcy.Wszpitalu w Brześciu nad Bugiemznajdował sięppłk Bolesław Ciechanowski, dowódca 64 pp., który zostałranny w okolicach Grudziądza. Po przekazaniu przez NiemcówszpitalaRosjanom, został aresztowany 25 października 1939 r., a następniewywieziony do jednego z obozów.Prawdopodobnie został zamordowany i figuruje na nieodnalezionej dotychczas tzw. białoruskiej liście katyńskiej.

Tego samego dnia, co Brześć, został zajęty Lwów (22 września 1939 r. )przez Rosjan. Aresztowanopolskich oficerów, policjantów i żandarmów, niektórych rozstrzelano.

W zawartym 28 września 1939 r. między ZSRR a III Rzeszą układzie o przyjaźni i granicach, którą ustalono na linii rzek Narwi, Wisły i Sanu, ustalono, że Polacy z ziem okupowanych przez III Rzeszę, znajdujący się w niewoli radzieckiej zostaną przekazani Niemcom. Natomiast Polacy z ziem okupowanych przez ZSRR znajdujący się w niewoli niemieckiej – ZSRR.

Według różnych źródeł Niemcom przekazano w 1939 r. – 42 492 osoby. Tak jak wiemy, wielu osób losy, pozostały nie wyjaśnione. Znaczna część internowanych nadal pozostała w różnego rodzaju obozach, inni trafili do tworzonej Armii gen. Andersa. Ilu było Kaszubów nie wiemy.

Rosjanie, żołnierzy polskich umieścili w trzech obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Ich lokalizacja znajdowała się w ustronnych miejscach.

Obóz w Kozielsku (obwód smoleński) zorganizowany został w kompleksie zabudowań poklasztornych (kilku cerkwi i innych budynków), otoczony trzymetrowym murem i fosą.

W obozie przebywało ponad 4,5 tysiąca Polaków. Komendantem obozu był straszy lejtnant bezpieczeństwa państwowego Wasilij Korolow.

Obóz w Starobielsku został usytuowany w byłym klasztorze żeńskim i w dwóch domach w Starobielsku przy ul. Wołodarskiego (tam osadzono generałów) oraz przy ulicy Kirowa (tam przebywali pułkownicy i podpułkownicy). W obozie więziono blisko 4 tys. osób. Komendantem był kapitan b.p. Aleksander Bierieżkow.

Obóz w Ostaszkowie był największym obozem specjalnym, przeznaczonym głównie dla funkcjonariuszy policji i żandarmerii. Funkcjonował na wysepce Stołbnyj jeziora Seliger, w budynkach poklasztornych monasteru Niłowa Pustyń (11 km od Ostaszkowa). Przebywało w nim 6,3 tys. Polaków.

Mordu na Polakach dokonanona mocy decyzji z 5 marca 1940 r. Biura Politycznego Komitetu Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) w skrócie BP KC WKP(b) na wniosek szefa NKWD Ławrientija Berii o wymordowanie 25 700 Polaków – jeńców wojennych, internowanych oraz więźniów z więzień na terenie tzw. Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Transporty Polaków z obozów rozpoczęły się 3 kwietnia 1940 r.Jako pierwszych wywożono oficerów z Kozielska. Ogółem zamordowanych zostało 4410 jeńców w lesie w pobliżu Katynia (ocalało 178).

Jeńcy z Ostaszkowa przewożeni byli do więzienia NKWD w Kalininie (Twer). Miejscem pochówku ciał był las koło wsi Miednoje. Ogółem zamordowano 6 314 osób (ocalało 127).

Natomiast ze Starobielska jeńcówwywożono do Charkowa, gdzie trafiali do więzienia NKWD, w którym byli mordowani. Krępowano im ręce i zabijano strzałem poniżej potylicy przy uprzednio wykopanych dołach. Łącznie zginęło 3 739 jeńców ze Starobielska (ocalało – 90). Historia tak jak wiemy, była przez wiele zakłamana. Rosjanie starali się przerzucać winę na żołnierzy niemieckich.

Informację o miejscu pogrzebania ciał zamordowanych polskich jeńców, po raz pierwszy usłyszaław 1942 r. grupa Polaków z niemieckiej organizacji Todta, pracujących przy budowie obiektów wojskowych w okolicy Katynia. Niemcy dopiero w 1943 r. za pośrednictwem berlińskiego radia podali komunikat o zbrodni. Winą obarczano NKWD ZSRR. Listy, zidentyfikowanych podczas ekshumacji prac, drukowane były w „Nowym Kurierze Warszawskim” oraz „Gońcu Krakowskim” Sporządzane w pośpiechu, zawierały niekiedy błędne informacje. Materiały zgromadzone podczas niemieckiej ekshumacji przewiezione zostały do Krakowa, do Instytutu Medycyny Sądowej i Kryminalistyki. Polacy nielegalnie sporządzili ich kopie. Dopiero w 1991 r. zostały odnalezione i przechowywane obecnie w Instytucie Katyńskim w Krakowie.

Temat Katynia podejmowali często Polacy żyjący na emigracji (Józef Czapski, Stanisław Swianiewicz, Bronisław Młynarski),a także powstały monografie naukowe.

Światełko w tunelu do wyjaśnienia zbrodni pojawiło się za czasów rządu Michaiła Gorbaczowa. Podpisał on z Wojciechem Jaruzelskim„Deklarację o współpracy w dziedzinie ideologii, nauki i kultury”. Jednym z jej rezultatów było utworzenie komisji złożonej z historyków Polski i ZSRR mającej wyjaśnić m.in. sprawę katyńską. Jednak władze ZSRR nie zdecydowały się na ujawnienie prawdy.

Przełom nastąpił w 1990 r., kiedy władze radzieckie pozwoliły polskim historykom na kwerendę w aktach Specjalnego Archiwum i w Centralnym Państwowym Archiwum Naczelnego Zarządu Archiwów przy Radzie Ministrów ZSRR.

W 1990 r. sowiecka prasa opublikowała komunikat o odnalezieniu przez Natalię S. Lebiediewową nowych dokumentów, które potwierdzały fakt rozstrzelaniapolskich oficerów przez NKWD. Personalnie obciążano Ławrientija Berię i Wsiewołoda Mierkułowa.

14.10.1992 r. naczelny archiwista Federacji Rosyjskiej prof. Rudolf Pichoja przekazał Lechowi Wałęsie kolejne dokumenty m.in. wniosek Berii o wymordowanie 25 700 polskich jeńców wojennych, internowanych oraz więźniów. Kolejną partię materiałów przywiozła z Moskwy w 1992 r. delegacja Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych RP. Pomimo tego, do dzisiaj nie brakuje w Rosji historyków, którzy winą za to ludobójstwo obarczają Niemców.Dla wielu Rosjanprawda o zbrodni katyńskiej wyszła na światło dzienne dzięki filmowiAndrzeja Wajdy pt. „Katyń”, który został zaprezentowany w Moskwie w 2008 r.

Ponadto ogólnopolski projektu "Katyń… ocalić od zapomnienia, którego celem jest posadzenie 21.473 drzew ( każde z nich upamiętnia jedną z ofiar zbrodni katyńskiej)przywrócił w przestrzeni publicznejpamięć o zamordowanych oficerach wojska polskiego, policjantach, także tych, którzy przed wojną urodzili się lub pracowali na Kaszubach. Jednym z nich byłbratanek Prezydenta RP Ignacego Mościckiego, który przed wybuchem wojny światowej pełnił funkcję nadleśniczego Nadleśnictwa Kartuzy. Stanowisko to objął w 1931 r. i sprawował je do 1939 r.

Sobiesław Maria Mościcki urodził się 13 sierpnia 1900 r. w Rogaticy (obecnie Bośnia). Szkołę powszechną i gimnazjum ukończył w Rzeszowie. Jako siedemnastolatek wstąpił do Polskiego Korpusu Posiłkowego na Kresach. Po ucieczce z internowania dotarł do Francji, gdzie w Camp-Ruchard ukończył szkołę aspirantów podchorążych. Już jako porucznik w 1919 r. wraz z armią gen. Hallera dotarł do Polski. Brał udział wwojniepolsko-bolszewickiej. Po zakończeniu działań wojennych ukończył studia leśne na Uniwersytecie Poznańskim. W 1924 r. rozpoczął pracę w Lasach Państwowych. W 1931 r. został powołany na stanowisko nadleśniczego Nadleśnictwa Kartuzy, które piastował aż do II wojny światowej. Gdy wybuchła wojna służył jako kpt. w 8 dywizjonie żandarmerii Wojska Polskiego. Trafił do niewoli sowieckiej i w 1940 r. i w wieku 40 lat został zamordowany w Charkowie.

W dniu 9 września 2014 r. w siedzibie Nadleśnictwa Kartuzy odbyła się uroczystość posadzenia Katyńskiego Dębu Pamięci, uwieczniającego postać kpt. inż. Sobiesława Marii Mościckiego.

W uroczystości tej wzięli udział Helena i Henryk Król, córka i syn Józefa Króla, leśniczego leśnictwa Kolańska Huta zmarłego z wycieńczenia w 1947 r. w jednym z obozów w głębi ZSRR.

Inną ofiarą zbrodni katyńskiej był Leona Zielonka. Urodził się 21 stycznia 1895 roku. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Załakowie. Był przodownikiem policji państwowej (odpowiednik sierżanta policji ówcześnie) w Goręczynie. Zamordowano go 22 kwietnia 1940 r. w Twerze.Wg Stowarzyszenia Rodzina Katyńska Leon Zielonka jest na liście NKWD (tzw. liście śmierci) pod poz. 32, nr 045/3 z 22 kwietnia 1940 roku, nr akt 2842. W czasach powojennych żona Leona Zielonki próbowała dowiedzieć się czegoś na temat jej męża, jednak bezskutecznie. 10 listopada 2007 r. Prezydent Lecha Kaczyński awansowałpośmiertnieLeona Zielonkę do stopnia aspiranta policji państwowej. 27 maja 2012 r. społeczność Szkoły Podstawowej w Załakowie wraz z lokalnym samorządem postanowili uhonorować L. Zielonkę posadzeniem Dębu Pamięci tuż przy szkole w ramach programu edukacyjnego Katyń … ocalić od zapomnienia.

Kolejną postacią zamordowaną w Katyniu a pochodzącą z Kaszub jest porucznik Józef Skorowski. Józef Skorowski urodził się 20 listopada 1902 r. w Cieszeniu. Maturę seminaryjną zdał w Toruniu w 1924 r. Uczył w szkole w Gowidlinie, w Podjazach i w Sulęczynie, a 1 września 1925 r. został kierownikiem Szkoły Powszechnej w Tuchlinie. Ukończył skrócony kurs w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Grudziądzu. Jako podporucznik rezerwy został przydzielony do 65, następnie 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty. 28 sierpnia 1939 r. w wyniku mobilizacji, ppor. Józef Skorowski został powołany do służby wojskowej. Po agresji ZSRR na Polskę, oficerowie, podoficerowie oraz szeregowi Wojska Polskiego zostali w różnych okolicznościach rozbrojeni i zatrzymani przez Armię Czerwoną jako jeńcy wojenni. Wśród nich był ppor. Józef Skorowski. W 1940 r. wysłał ostatni list z obozu jenieckiego w Kozielsku. Pozostawił żonę i trójkę dzieci.

Symboliczny Dąb Pamięci ku czci Ignacego Trepczyka – porucznika zamordowanego w Katyniu przez NKWD, posadzono w Szkole Podstawowej nr 2 im. Mikołaja Kopernika w Kartuzach.

Ignacy Trepczyk, urodził się 3 maja 1912 r. we wsi Strysza Góra koło Miechucina. Jego rodzicami byli Jan iAntonina. Pochodził z kaszubskiej, wielodzietnej rodziny. Pragnął zostać nauczycielem. Wyjechał na Polesie, gdzie zamieszkał w jednej z wiosek i rozpoczął pracę w szkole podstawowej. Wkrótce został powołany do wojska. Odbył służbę wojskową i awansował na stopień porucznika. 25 lipca 1939 r. przybył do rodzinnej wioski na wesele swojego brata Bernarda i Józefy. Już wtedy, jako oficer wiedział, że wkrótce wybuchnie wojna,. Pod koniec sierpnia został zmobilizowany w swej macierzystej jednostce wojskowej na Polesiu. Żegnając się z rodziną przed wyjazdem, po raz pierwszy się rozpłakał, a wychodząc z domu rodzinnego ostatni raz obejrzał się i wypowiedział prorocze zdanie: Ja już z tej wojny nigdy nie wrócę. Został zamordowany strzałem w tył głowy przez oprawców NKWD w Katyniu w kwietniu 1940 r. Miał zaledwie 28 lat.

Konstanty Wolski służył w przedwojennej Policji Państwowej na terenie powiatu kartuskiego. Ostatnim miejscem służby była jednostka Policji w Jabłonowie Pomorskim. Rodzina przez wiele lat myślała, że zginął z rąk Niemców – nie wrócił bowiem z ostatniego zadania służbowego, jakim było konwojowanie grupy Niemców z terenu powiatu brodnickiego na wschodnie rubieże Polski. O tym, że przedwojenny policjant zginał z rąk NKWD rodzina dowiedziała się dopiero w latach 80., kiedy opublikowano Listę Katyńską. Wcześniejsze pisma kierowane przez rodzinę Konstantego Wolskiego m.in. do Czerwonego Krzyża pozostawały bez odpowiedzi. Oficjalne zaświadczenie o przebywaniu policjanta w obozie dla jeńców wojennych w Ostaszkowie, rodzina otrzymała dopiero we wrześniu 1996 roku.

W Kościerzynie upamiętniono dębem pamięci Wiktora Bereszyńskiego, aspiranta policji, zamordowanego w 1940 roku w Twerze. W Lesie Katyńskim zginął także por. inż. Edmund Drecki, przedwojenny Nadleśniczy z Kościerzyny.Natomiast Mirosław Kowalski, syn przedwojennego starosty kartuskiego Leona Kowalskiego,jako oficer 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty grupy radomskiej brał udział w wojnie obronnej 1939 roku. Po zakończeniu walk tak jak wielu innych żołnierzy dostał się do niewoli sowieckiej. W kwietniu 1940 roku wraz z innymi oficerami, został rozstrzelany w Katyniu.Jego iJózefa Skorowskiego los podzieliło dwudziestu ośmiu oficerów 66. Kaszubskiego Pułku Piechoty:

1.Mjr Rafał Sołtan

2.Kpt. Tadeusz Fiedorowicz

3.Kpt. Jerzy Jeleniewicz

4.Kpt. Józef Kordasiewicz

5.Kpt. Sykstus Mądry

6.Kpt. Stanisław Podwiński

7.Kpt. Józef Ruszar

8.Kpt. Leopold Składki

9.Kpt. Edmund Wróblewski

10.Por. Władysław Dworczak

11.Por. Tadeusz Gąsiorowski

12.Por. Stanisław Podwiński

13.Por. Eugeniusz Rykowski

14.Por. Tadeusz Rutkiewicz

15.Por. lek. Jerzy Terlecki

16.Ppor. Antoni Boczek

17.Ppor. Michał Frank

18.Ppor. Jerzy Gałązka

19.Ppor. Tadeusz Gorczyński

20.Ppor. Józef Grzanka

21.Ppor. Izydor Janca

22.Ppor. Szczepan Łuczak

23.Ppor. Ludwik Młynarczyk

24.Ppor. Mieczysław Nierzwicki

25.Ppor. Leon Poraziński

26.Ppor. Paweł Przytuła

27.Ppor. Józef Rogowski

28.Ppor. Józef Wawrzyniak

 

 

Barbara Konkol

 

 

 

Bibliografia:

Anders. W., Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946, Wyd. Nasza Przyszłość

Ciechanowski K., Losy Polaków i Pomorza Gdańskiego wziętych do niewoli radzieckiej w 1939 r. oraz internowanych i deportowanych w latach 1939-1941 w głąb Związku Radzieckiego [w] Polacy z Pomorza Gdańskiego w ZSRR: internowani, jeńcy wojenni i więźniowie obozów pracy przymusowej oraz ich losy w latach 1939-1956. Stan badań i postulaty badawcze, Gdańsk 1991

Ciechanowski K., Pomorska lista katyńska, Pomerania nr 9 i 10, 1989, nr 1 i nr 5-6 990, nr 4 1991

Hirsz M., Nieustraszeni 66 Kaszubski Pułk Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego 1919-1939, Gdańsk 2017

Madajczyk Cz., Dramat katyński, Warszawa 1989

Szcześniak A.L., Katyń. Tło historyczne,fakty, dokumenty, Warszawa 1989

Żelazko J., Dzieje sprawy katyńskiej na przestrzeni 70 lat historii [w] https://katyn.ipn.gov.pl/kat/polecamy/5950,Dr-Joanna-Zelazko-Dzieje-sprawy-katynskiej-na-przestrzeni-70-lat-historii.html, dostęp 7.08.2018

https://www.ogrodywspomnien.pl/index/historia,5,Charkow/0/3 , dostęp 7.08.2018

http://expresskaszubski.pl/pl/14_kultura_i_edukacja/26411_tuchlino_dab_pamieci_i_obelisk_upamietniajacy_ppor_jozefa_skorowskiego.html, dostęp 7.08.2018

Kaszub w mogiłach katyńskich http://www.gazetakaszubska.pl/33975/katyn, dostęp 7.08.2018

http://www.katyn-pamietam.pl/

https://www.katyn.org.au/Lista_Katyn.pdf

 


 Zabytkowa żniwiarka do koszenia zboża

 

Żniwiarka konna z kosą i grablami była to maszyna, która w okresie żniw służyła do koszenia zboża. Zastąpiła kosę, która stanowiła podstawowe narzędzie wykorzystywane podczas żniw na Kaszubach jeszcze w latach 50. XX wieku.

 

W nielicznych uprzemysłowionych gospodarstwach już na pocz. XX w. używano żniwiarkę listową grasnyr, tą zaś wyparła z kolei żniwiarka apligierka.

 

Żniwiarka w zbiorach muzeum jest produkcji polskiej, używana jeszcze w latach 80. XX w. w gospodarstwie rolnym Augustyna Wanke z Nowego Tuchomia.

 

Pierwsza żniwiarka była maszyną ciągniętą przez konie. Kosiła i odkładała koszone zboże, tak by umożliwić następny pokos bez przejazdu po skoszonych roślinach. Żniwiarka apligierka jest rozbudowana o mechanizm odsuwania skoszonego materiału, w wersjach późniejszych układająca urobek w postaci zbierek gotowych do wykonania snopów.

 

Żniwiarka miała wydajność trzech kosiarzy. Zastosowanie tej maszyny umożliwiło koszenie bez odbierania, nie zastąpiło wiązaczy snopów, lecz przyspieszyło ich prace i uniezależniało pracę maszyny od pracy wiązaczy. Przy dobrej organizacji pracy, kosiarką można było skosić od 0,5 ha do 1 ha dziennie.

 

Żniwa na Kaszubach, to czas urodzaju, święta plonów i obrzędowości osadzonej w porach roku. Okres żniw w tradycji ludowej rozpoczynał się na św. Magdalenę – 22 lipca, a kończył 24 sierpnia. Jednak bardzo często starano się zebrać zboże już przed 15 sierpnia, tak, aby w święto Matki Boskiej Zielnej móc zorganizować święto plonów - dożynki. Sprzyjało temu przysłowie Na Wniebowzięcie pokończone żęcie.

 

Na Kaszubach przestrzegano tradycji przodków. Pierwsze ścięcie zboża odbywało się bardzo uroczyście w dni maryjne tzn. w środę lub sobotę. Gdy przystępowano do ścinania zboża, zawsze rozpoczynał przodownik, zaś ostatni w szeregu, wedle starego obyczaju, powinien kroczyć gospodarz, który ścinał ostatnie kłosy. Gdzieniegdzie pierwszy snop trafiał do chaty, miał on chronić domostwo przed zarazami.

 

Obrzędowość żniwna zaczynała się zwykle od inicjacji młodych kosiarzy. Na niewielkim fragmencie świeżo zżętego zboża, starzy kosiarze ustawiali trójnóg ze strychulców ( strychulec – deszczułka albo wałek do wyrównywania miary zboża lub wygładzania powierzchni cegły w czasie jej formowania) i nakazywali na nim siadać chłopcom, którzy pierwszy raz z kosą stanęli do pracy w żniwa.

 

Naturalnie siedzenie na takim trójnogu było bardzo bolesne, a trwało dość długo, do momentu, gdy jeden ze starszych kosiarzy przyniósł wiadro wody z bliskiego strumienia czy stawu, przy czym celowo przewracał się z wodą ze dwa razy, przedłużając egzamin. Gdy przeniesioną wodą orzeźwił wyzwalanego, ten był już bliski omdlenia.

 

Po tych czynnościach następował egzamin z budowy kosy. Wyzwalany kosiarz musiał wyliczyć wszystkie części kosy jak: : kosa, kosisko, pierścienie, strychułek lub kamień i drewniany garnek z wodą, babka, młotek, klin, rączka, gwóźdź, ucho skórzane.

 

Młody kosiarz, przystrojony w wstążki , wykupiwszy się piwnym poczęstunkiem, mógł wkroczyć w kosiarski szereg.

 

Podczas żniw, żniwiarze organizowali zasadzki na gospodarza, gospodynię, i ich dzieci, w ten sposób, że przewiązywano im przez ramię wstążki z kłosami. Właściciele musieli się wykupić.

 

 

Po skoszeniu zboża i ustawieniu go w rzędy (owies) kopki (żyto) zwożono je wozami drabiniastymi do stodoły. Budując kopy na polu, można było zbudzić oprzepółnicę, życzliwą zjawę żeńskiego rodzaju. Na biało ubrana, zachęcała żniwiarzy do pracy. Budziła ich ze snu po poobiednim wypoczynku, a ukazywała się tylko w samo południe.

 

Ostatni snop zboża zwanym był bękartem i wiązano go z resztek zgrabionego zboża. Szczególnie młode dziewczyny – żniwiarki nie chciały go (nie tylko ze względu na nazwę) wiązać. Z pomocą im przychodziły zamężne kobiety. Dawnie, za związanie ostatniego snopa żniwiarka otrzymywała od gbura miskę mąki i bochen chleba. Snop – „bękart” jechał na samym szczycie ostatniej fury lub niosła go żniwiarka, która go wiązała. Furmana lub żniwiarkę a także ostatnie osoby schodzące z pola oblewano wodą. Na koniec żniw wyprawiano bęks - bãks. Gospodynie miały wówczas przygotowany specjalny poczęstunek.

 

Tam, gdzie òżniwinënie przewidywały zabawy z „bękartem”, obrzęd kończył się koziołkiem i wieńcem. Ostatni pokos na polu nazywano „kozą’’. Koziołka wykonywano z ostatnich kłosów uwitych w pęczki i razem z wieńcem, wręczano gospodarzowi. Obyczaj nakazywał, aby koziołka postawić na stole, zaś wieniec powiesić u sufitu izby, w której musiało się przy tej okazji odbyć nowe wykupne. Naturalnie była to tylko przygrywka do późniejszych dożynek, zwanych też na Kaszubach „wieńcowym’’ zaś dalej na południu Pomorza – „okrężnym”.

 

Istniał zwyczaj (Puzdrowo) podrzucania w górę dziewczyn, które po raz pierwszy grabiły zboże, w zamian za co musiały się wykupić. Natomiast kosiarz kończący koszenie plótł krutkã na kosę.

 

Przygotowanie stodoły na przyjęcie świeżego zboża było niegdyś wielkim rytuałem. Wymiatano ją do czysta, a potem układano liście klonowe, które miały chronić przed złem. Oprócz tego gospodyni miała za zadanie całą stodołę wykropić wodą święconą. Pierwszą furę zboża witał sam gospodarz w odświętnym ubraniu. Gdy fura wjechała do stodoły, pierwsze cztery snopki zdejmował z niej osobiście gospodarz, układając je na znak krzyża. Pod nie układano wianuszek poświęcony, a wykonany z ziół i kłosów zbóż.

 

Po zakończeniu prac żniwnych odbywały się dożynki. Dawniej wieniec wykonywano z ostatniego zżętego zboża. Pierwotnie wieniec wykonany był jako korona na głowę. Z biegiem czasu rozrósł się do obecnych rozmiarów. Przystrajano go kwiatami polnymi, ziołami, lnem, konopiami, sitowiem, leszczyną. Zwieńczał go gołąb z ziaren dyni. Kształt wieńca miał także swoją symbolikę. Koło był początkiem i końcem, zamknięciem, pełnią. Przy tym śpiewano pieśń: Plon niesiemy, plon, w gospodarza dom.

 

Dożynki rozpoczynały się paradnym przejściem wraz z wieńcem do kościoła. Potem następowała zabawa, śpiew i tańce.

 

Ukształtowanie na Pomorzu gospodarki folwarcznej spowodowało, że chłopi małorolni byli najmowani do dworu, do prac żniwnych. Zwyczaje dożynkowe były bardzo podobne z tą różnicą, że odbywały się w folwarku. Fury zboża zwożono do stodoły. Ostatnia nazywała się baba, która uroczyście objeżdżała wokół dwór. Następnie furman szybko umykał do stodoły, aby uniknąć polania wodą przez parobków. Dożynki po nabożeństwie w kościele kontynuowano u właścicieli folwarku. Gromada żeńców i pomocnic udawała się do dworu, by złożyć wieniec właścicielowi i wziąć udział w zabawie z tej okazji. Na przedzie szli muzykanci, następnie przodownicy, dziewki i kobiety, na końcu mężczyźni. Śpiewano:

 

Przed dworem kaczki w błocie, Jaśnie pani w szczerym złocie! Niesiemy plon, wielmożym w dom!

 

Żniwny dar przechowywano starannie, ponieważ ziarna z jego kłosów używano do siewu, aby w ten sposób podkreślić ciągłość cyklu wegetacyjnego.

 

Ciekawy opis dożynek można odnaleźć w dziele Oskara Kolberga. W tomie Pomorze przedstawia święto plonów w majątku w Waplewie.

 

Jeden wieniec z żyta, drugi z pszenicy. Astry czerwone etc. Przynosi dwa wieńce dwóch mężczyzn kośników – oddają z rąk do rąk, kłaniając się do kolan (idą do dworu i do komisarza z drugimi wieńcami). Gdy odchodzą, wtedy inni parobcy, zaczajeni w różnych punktach domów lub krzaków, odchodzące kobiety oblewają wodą z kubłów – a te uciekają przed tą kąpielą z zasadzki we wszystkich kierunkach, co powszechną budzi radość i śmiechy. Po tym sprawia się im okrężne, dając wódkę, piwo, muzykę itd., a oni tańczą (na śpichrzu) przez noc całą”. W dziele tym jest także zawarta pieśń z Wejherowa „Plon niesiemy, plon, plon, naszemu panu w dom”. To tylko jedna z wielu pieśni śpiewanych w tym okresie. Jak podaje Izydor Gulgowski orszak dożynkowy na Kaszubach szedł z pieśnią na ustach Kto się w opiekę podda Panu swemu. Na północy regionu znana była przyśpiewka Wyrosła byliczka na odłogu, Dożęlim pszeniczki, chwała Bogu.

 


Dziś dożynki są świętem dobrze wypełnionego obowiązku. Przybrały one inny charakter, a współczesne wieńce dożynkowe niejednokrotnie są niezwykłymi dziełami sztuki ludowych twórców, mających wiele oryginalnych pomysłów na ich tworzenie. Niosą ze sobą najważniejsze przesłanie, podziękowanie za ukończenie prac polowych i plony.

 

W Muzeum Kaszubskim znajdują się także inne muzealia związane z pracą żniwną. Jest to kosa z grabiami, którą używano przy ścinaniu owsa, młockarnia ręczna, młockarnia elektryczna, śrutownik, sierp, wialnia do zboża.

 

 

 

 

 

 

 

Źródło:

 

Błaszkowski W., Struktura etniczna i folklor kaszubski. Materiały do monografii turystyczno-gospodarczej województwa gdańskiego, z.3, Gdańsk 1960

 

Kolberg O., Dzieła wszystkie, Pomorze oraz Aleksander Hilferding Ostatki Słowian na południowym Brzegu Bałtyckiego Morza, t.39, Wrocław – Poznań,

 

Landowski R., Dawnych obyczajów rok cały. Między wiarą, tradycją i obrzędem, Pelplin 2000

 

Lorentz F., Fischer A., Lehr-Spławiński T., Kaszubi kultura ludowa i język, Toruń 1934

 

Stelmachowska B., Rok obrzędowy na Pomorzu, Toruń 1933

 

Treder J., Kaszubi wierzenia i twórczość. Ze słownika Sychty, Gdańsk 2000

 

Podkategorie